Wysłany: Nie Wrz 03, 2006 3:14 pm W samo południe - Wrzesień i nasze rozkazy
Nasz obronny plan by w miarę prosty i rokujący spore szanse powodzenia. Co więcej mieliśmy spore odwody i dobrze przygotowane obrony newralgicznych punktów.
Zadziwiająca jest za to centralizacja dowództwa, niechęć do używania łączności radiowej i wszechobecne pragnienie zachowania tajemnicy. Rozkazy były bardzo szczegółowe, jednodniowe i wydawane bez jakiejkolwiek szczegółowej wiedzy o stanie frontu. Nikt nie pilnował ciągłości linii, ani nikogo nie interesował stan walczących jednostek. Samoloty wykonywały średnio 2 i 3 loty rozpoznawcze dziennie, ale nie wygląda, aby ich raporty interesowały kogokolwiek, poza ogólnikami.
Pytanie - jaki model dowodzenia powinniśmy zastosować?
Im decyzje niżej, tym jaśniejsza sytuacja lokalna, ale działania mogą się kompletnie nie przekładać na sytuację strategiczną. Na przykład decyzja o nie wyjściu z Warszawy z pomocą Bitwie nad Bzurą wygląda na błąd lokalny, ale Najwyższe Dowództwo próbowało wtedy ustabilizować sytuację na wschodzie i z jego punktu widzenia trzeba było wesprzeć Armię "Modlin".
Plan byłby dobry, gdyby tylko Anglia i Francja aktywnie rozpoczęła działania wojenne. Ale o ich postawie nie mogli wiedzieć polscy sztabowcy. Zdecydowanie dowódcy armii powinni mieć decydujący głos. Gdyby dać większość decyzji dowódcom dywizji i brygad, to mógłby powstać duży bałagan.
Naczelne dowództwo skupiło się wobec planu stopniowego zatrzymywania ofensywy niemców i wycofywaniu się na linie Wisły, gdzie polskie armie miały zająć pozycje obronne i wytrzymać do momentu włączenia się do wojny wojsk Francji i Wielkiej Brytanii. Ten plan w owym czasie wydawał się logiczny, gdyż jeżeli nasi sojusznicy przystąpili by do walki część wojsk niemieckich walcząca w Polsce musiała by zostać skierowana na nowo powstały front zachodni a to umożliwiło by wojskom polskim przystąpienie do kontrofensywy. Niestety sytuacja taka nigdy nie miała miejsca gdyż nasi sojusznicy z 1939 roku ograniczyli się do rzucania ulotek a w momencie gdy wojska niemieckie docierały do linii Wisły na spisaniu Polski na straty. Zakładam, że gdyby dowódcy wiedzieli wtedy o tym iż sojusznicy nas przygotowali by inny plan obrony kraju
Moim skromnym zdaniem, plan obrony granic, wobec długości frontu na jakim mielismy się bronić był skazany na porażkę. Skrócić, skrócić i jeszcze raz skrócić. Nasz odwrót to była masakra, zablokowane drogi i dominacja Niemców w powietrzu. Co w zamian? Nie wiem. Bronić miast i okopać się na lini Wisły? Pojechali nas ze wszystkich stron - Rzesza, Prusy, Czechosłowacja i cios w kiszke 17 września. Nie mieliśmy szans żeby nawet beknąć. No chyba żeby spadł deszcz, błoto na polskich pipidówach i solówa na bagnety...
Zgadzam się z ty że ten plan był z góry skazany na porażkę, ale nie zapominajmy o tym, ze naczelne dowództwo liczyło na to, że nasi sojusznicy wywiążą się z swoich zobowiązań. Gdyby dowództwo wiedziało o tym może plan obrony polegał by na skupieniu naszych sił na kursie marszu armii niemieckich i tak np. armia łódź i armia poznań mogłyby działać jako jedna armia i wspólnie odpierać ataki wroga i prowadzić działania ofensywne. Taki plan zakładał generał Kutrzeba dowódca armii poznań, który po przeprowadzeniu wstępnego rozpoznania chciał pomóc armii łodź w walkach, ale ten plan został odrzucony przez naczelne dowództwo, a Kutrzeba dostał rozkaz odwrotu. Dopiero po kilku dniach wali, gdy armia niemiecka została rozciągnięta na linii natarcia na Warszaw Kutrzeba dostał zezwolenie ataku, ale na to było już za poźno, gdyż armia łódź praktycznie już nie istniała.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum